Do wigilii już tylko tydzień, więc z lubością oddałam się pieczeniu blatów do piernika. Obiecałam relację z piernikowego debiutu, więc zdjęcia poniżej. Może to nic szczególnego, ale efekt końcowy jest coraz bliżej i to mnie cieszy. No i dopiero dziś tak naprawdę poczułam perspektywę zbliżających się świąt. Magia bożonarodzeniowego piernika jednak działa...
II faza:
Upiec 4 cienkie placki (nie dodawać mąki, na papierze do pieczenia mokrymi rękami formować blaty półcentrymentowej grubości). Piec ok. 20 min. w 180 st. C. (wkładać do nagrzanego piekarnika). Odstawić na kilka dni.
Czekam niecierpliwie na efekt ostateczny - i może sama się skuszę w przyszłym roku?
OdpowiedzUsuńmmm... no to zapowiada sie u Ciebie smakowicie:)
OdpowiedzUsuńPrawdziwego piernika jeszcze nie robilam,chyba zabraklo mi cierpliwosci,ale czekam tez z niecierpliwoscia na efekt koncowy.
OdpowiedzUsuńGosiu pożyczyłabym od ciebie trochę tej anielskiej cierpliwość :) czekam na ostateczne starcie i pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńale tam u Ciebie musiało wtedy pachnieć! :)
OdpowiedzUsuńgosiu już nie mogę się doczekać efektu końcowego. trzymam kciuki od początku twojej przygody z tym piernikiem. wierze że będzie pyszny. a aromat na pewno w całym domku.
OdpowiedzUsuńTwoja makutra to moje wspomnienie dzieciństwa, identyczna jak u mojej mamy :) pamiętam wylizywanie z niej kremu budyniowego do tortu ;).
OdpowiedzUsuńTo będzie nadziewany piernik? Mmmm.
pysznie to wszystko opisujesz.
OdpowiedzUsuń