Nie mogłam powstrzymać się przed publikacją tych zdjęć mimo, że z kulinarną ideą bloga niewiele mają wspólnego. Czwartkowa Caryńska, bez nadmiernego tłoku na szlaku, przy nisko zawieszonych chmurach tak, jak najbardziej lubię. I choć na co dzień twardo stąpam po ziemi tutaj zapominam o całym świecie...
Bardzo piękne, śliczniutkie ;)) zazdroszczę ;)
OdpowiedzUsuńCudnie! Bardzo dobrze ze, sie niepowstrzymałaś i dalaś choć oko nacieszyć :)Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńZobaczyłam tylko takie małe zdjęcie i od razu pomyślałam Biesy! Jak się je ma w sercu to zawsze się je pozna. Ja niestety w tym roku nie byłam, w zeszłym też się nie udało, ale we wrześniu się uda!
OdpowiedzUsuńSDM w swojej piosence Bieszczadzkie Anioły śpiewa: "One nam przyzwalają i skrzydłem wskazują drogę i wtedy w nas się zapala wieczny bieszczadzki ogień". Taki się we mnie pali i już nigdy nie zgaśnie. U Ciebie na pewno jest tak samo ;)
Pozdrawiam!
To prawda - Bieszczady uzależniają nieodwołalnie :)
UsuńZazdroszczę :) Piękne zdjęcia i wcale się nie dziwię że je opublikowałaś :) Miłego dnia życzę :)
OdpowiedzUsuńDziękuję i również życzę udanej końcówki długiego weekendu.
Usuńnaprawdę pieknie :)
OdpowiedzUsuńUrokliwe miejsce. Ja też mam takie, w których zapominam o całym (no, prawie) świecie :) Pozdrawiam Cię serdecznie :)
OdpowiedzUsuńto jest w Polsce, tak pięknie... nie mogę się napatrzeć - i choć nigdy nie byłam to wiem, że jest tam cudownie. Kiedyś pójdę! :)
OdpowiedzUsuńTo jest w Polsce... :))) Koniecznie!
UsuńPo takim niezwykłym spacerze w chmurach, jakże muszą smakować przyrządzone z pasją dania :)
OdpowiedzUsuńojej.. faktycznie-cudowne widoki :)
OdpowiedzUsuńI to o każdej porze roku.
Usuńjaki piękny ten spacer :)
OdpowiedzUsuńPrzepiękne widoki :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam